Biblioterapia w czasach zarazy

Słowo biblioterapia składa się z dwóch składników biblion (gr.) – książka, therapeia (gr.) – leczenie, w pobieżnym tłumaczeniu oznacza więc terapię książką. Oczywiście przyłożenie książki do krwawiącej rany – jej nie uleczy, ale że książki mają leczniczą moc, wiedzieli już starożytni. Biblioterapia pojawiła się po raz pierwszy w 1916 r., kiedy tego terminu użył Samuel Mc Crothers w „Atlantic Month”. W 1920 hasło znalazło się w oksfordzkim słowniku języka angielskiego.

 

 

Lecznicza moc książki nie jest żadną nowością dla czytelników, bo przecież wielokrotnie doświadczali w czasie, lub po lekturze książki – uczucia radości, ukojenia, zrozumienia, albo wręcza przeciwnie – wściekłości, niesmaku, sprzeciwu wobec przeczytanych treści. Jest to naturalne – książka nikogo nie pozostawia obojętnym.

Biblioterapia jest dziedziną wiedzy z pogranicza psychiatrii, psychologii, literaturoznawstwa, medycyny, którą wykorzystuje się nie tylko do poprawienia samopoczucia czytających, ale też do pracy nad uczuciami strachu, złości, poczuciem wyobcowania. Zauważono, że bajki terapeutyczne, niektóre powieści i opowiadania czytane i obudowane różnymi technikami arteterapii, muzykoterapii, choreoterapii i rozmową, potrafią bardzo pomóc.Jest szansa, że odpowiednia lektura doprowadzi czytającego do momentu katharsis – oczyszczenia, odreagowania, uwolnienia od dręczącego problemu, zmiany postawy, zachowania. Przy okazji terapeuci zauważyli, że do biblioterapii nie przydają się dzieła o tragicznych fabułach, a raczej książki o pozytywnym przesłaniu i dobrym zakończeniu.

Czasy mamy obecnie trudne i w tych „dniach zarazy” książki i bibliotekarze jako doradcy, mogą spełnić bardzo ważną rolę. Dostarczanie ludziom dobrych książek, podnoszących na duchu jest szczególnie dziś, bardzo potrzebne. Warto więc prosić bibliotekarzy o „książki na receptę”, na smutki, na chandrę, na ból istnienia, na koronawirusa. Na pewno coś znajdą, bo są wyjątkowymi specjalistami w aplikowaniu lekturowych pigułek.

Zacznijmy od tego, że biblioteki, jako skarbnice także starszych książek przechowują wiedzę pokoleń i przeświadczenie, że wszystko już było.Gdy przeczytamy „Dziennik roku zarazy” Daniela Defoe albo „Dżumę” Alberta Camusa łatwiej zrozumiemy ludzkie zachowania w epidemii. Od zupełnej negacji faktów, do całkowitego odizolowania. Od powrotu do religii po zupełną utratę wiary. Wszystko już kiedyś opisano, wystarczy sięgnąć do biblioteki.

Gdy posiądziemy wiedzę o okropnościach zarazy, dla odmiany możemy sięgnąć po lekturę pogodną. Dla niektórych będą to kryminały na wesoło, dla innych romanse z happy endem, dla innych – powieści łotrzykowskie, wyznania kogoś mądrego albo przypowieści o dobrej codzienności.

Tyle teoria, a teraz praktyka. Otóż zapisuję Państwu na receptę powieść Arta Paasilinny „Rok zająca” – pełną humoru i przygód opowieść o Finie, który rzuca wszystko i „idzie w cały świat”. Dokładniej, wyrusza w fascynującą podróż po kraju, spotyka ciekawe ludzkie typy i wplątuje się w niezłe awantury. Warto przeczytać!

Na receptę zapisuję też Państwu nową książkę Kasi Nosowskiej „Powrót z Bambuko”, zbiór krótkich przypowieści o życiu, uczuciach, mężczyznach, kobietach, dzieciach, rodzicach, patologiach i cudach. O wszystkim, w sposób pocieszający, dowcipny, z zastosowaniem swoistych metafor. Świetnie!

Zamiast czytać w Internecie o przerażających sytuacjach, ze złymi komentarzami, lepiej zanurzyć się w powieściach, opowiadaniach i innych gatunkach pełnych optymizmu, poprawiających nastrój. Takich, które ratują i radują duszę. Zapraszamy po nie do Koszalińskiej Biblioteki Publicznej. Nie bójcie się Państwo prosić bibliotekarzy o książki na receptę!

 

 

Źródło.: KBP Koszalin

KLIKNIJ
Geodeta Koszalin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *