Okiem oldskulowym: Gadu-gadu o kulturze

Nad Dzierżęcinką panele dyskusyjne zwiastowały Kongres Kultury. Przypomniał się program tv z czasów socjalizmu pt. „Z wizytą u was”, który prezentował fabryki i ich załogi, a w przerwach występy estradowe. Kiedyś prowadzący zapytał młodego robotnika, kogo chciałby usłyszeć na scenie. Młodzian odpalił: Slade. To był wtedy najpopularniejszy brytyjski zespół pop-rockowy. Prezenter odpowiedział: „A Partita nie może być?”.

To tak jakby dzisiaj żądać występu Coldplay, a dostać Margaret. Koszalin to nie tylko filharmonia, teatr, hala widowiskowa czy amfiteatr. Nie zasługują na lekceważenie muzykujące rodziny, domorosły malarz ze sztalugami nad Bałtykiem, amator rzeźby szukający pniaka w lesie, szarpidrut z gitarą w klubie lub nawiedzony fotograf z aparatem na mieście. Masowa sztuka jest nawet bardziej istotna niż otwarcie komercyjne wydarzenia. Jednak na panelach dyskusyjnych więcej animatorów wydarzeń niż potencjalnych odbiorców. Oby po kongresie nie pozostały jedynie referaty i zapiski urzędowe plus obiecanki cacanki, że „kultura musi być”.
Smuci, że wszystko w ojczyźnie zaczyna być podszyte propagandą w imię różnych racji. Na polu X muzy np. ucierpiał „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Twórca podpadł, bo od szefostwa Telewizji Polskiej otrzymał nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Dotąd w obrazach obnażał rzekome zalety, które w przekuwają się w nieznośne wady rodaków. Teraz Gazeta Wyborcza wytknęła mu scenę z poświęceniem toporów przez Ukraińców przed rzezią na Polakach. To ponoć nieprawdziwe, jak scena rosyjskiej ruletki w sławnym obrazie „Łowca jeleni” Michaela Cimino o interwencji USA w Wietnamie. Kiedyś bulwersował Andrzej Wajda, gdy w ekranizacji „Lotnej” pokazał szarżę konną i ułana walącego szablą w lufę niemieckiego czołgu. Protestowali nawet dygnitarze z władz komunistycznych. Artyści wciąż nie mają lekko.
Wiesław Miller
Kurier Szczeciński

Geodeta Koszalin
KLIKNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *