Okiem oldskulowym: Powitanie stykiem łokci

Felieton/ Ten gest stał się symbolem obecnej, dramatycznej sytuacji. Niektórzy w kraju wracają wspomnieniami do zimy stulecia z 1979 roku, inni do wprowadzonego dwa lata później stanu wojennego, a części rodaków przypominają się stany żałoby po śmierci Jana Pawła II przed piętnastu laty lub po katastrofie smoleńskiej.

w 2010 roku. Za każdym razem sytuacja od każdego wymagała nagłej zmiany planów. Nie zamierzam nikomu nieść otuchy. Dlaczego? Jeśli ktoś jest w realnych tarapatach, to nic go tak nie zdenerwuje, jak pocieszenia: „Będzie dobrze, trzymaj się!”. Dzisiaj, kiedy cały świat znalazł się w kleszczach koronawirusa, warto o tym pamiętać. Wyludniły się ulice naszych miast i wsi, choć w niedzielę nadal wyruszamy rodzinnie nad Bałtyk. Ponoć to nieszkodliwe, ale jedynie pod warunkiem, że spacer nie zamienia się w zbiegowisko towarzyskie na plaży. Skrajną nieodpowiedzialnością grzeszą czasem katolicy, choć dyspensę wydał biskup i można jedynie zdalnie uczestniczyć w mszach świętych. Jak inaczej oceniać gadkę szmatkę świadczącą o braku miłości do bliźniego typu: „Wyjdę do ludzi

i sprawdzę, czy Bóg mnie strzeże”. Jednak wysiedzieć w domach nierzadko ciężko, jeśli nie jest się zagorzałym fanem doniesień telewizyjnych. Po sąsiedzku żyją przykładowo „złote rączki”, które zalecaną odgórnie kwarantannę potrafią zamienić w miejsce wykonania dawno odkładanego remontu. Wtedy przed hałasem, który nie wywołuje pożądanego poczucia solidarności międzyludzkiej, uratują słuchawki z koniecznie głośną muzyką. Strach przed pandemią nie mija, a sprowadzane do kraju drogą powietrzną rzesze turystów zza granicy zapewne pogłębią stan zagrożenia. Coraz mniej dziwić będą kolejki przed wejściem do hipermarketów, czy instytucji, gdzie znajduje się wyłącznie przepisowe 50 osób. Wśród rygorów bywają też rozsądne zasady, które powinny obowiązywać zawsze, jeśli używamy technologii XXI wieku. Do urzędów, po umówieniu się telefonicznym, idziemy załatwiać wyłącznie ważne i pilne sprawy, a nie by z bliska zawracać głowę pracownikom. W ponurych czasach wznosi się fala wisielczego humoru w stylu pseudoreklamy: „Tanie wycieczki do Włoch. Zapewniamy ostatnią wieczerzę!”. Kostucha szczerzy kły.

 

Wiesław Miller
Kurier Szczeciński


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *