Poseł Stanisław Gawłowski: Sprawa wokół mnie jest szyta grubymi nićmi [FOTO, FILM]

Stanisław Gawłowski zapowiada walkę o całkowite uniewinnienie. Lider Platformy Obywatelskiej w Zachodniopomorskiem wspomina przeszukania jego mieszkań przez CBA i obala stawiane mu zarzuty.

 

Zdecydował się Pan na dobrowolne uchylenie immunitetu. Jest Pan absolutnie spokojny?

Obecnie żyjemy w państwie, w którym wykorzystuje się prokuraturę i służby do walki z opozycją. Z tego powodu nie mogę być zupełnie spokojny. Jestem jednak całkowicie niewinny. Mam nadzieję, że mimo tak zaciekłej walki z opozycją, będę w stanie udowodnić tę niewinność przed sądem. Udało mi się dotrzeć do wniosku prokuratury o uchylenie mojego immunitetu. Dowiedziałem się, że jestem pomawiany przez trzy osoby związane z PiS-em. Tym osobom zostały przedstawione poważne zarzuty dotyczące popełnienia przestępstwa. Jednemu z nich zasądzono nawet wyrok. Jestem przekonany, że sprawa wokół mnie jest szyta grubymi nićmi. W sądzie będę musiał jednak udowodnić swoją niewinność, choć w normalnym państwie prawa to prokurator powinien udowadniać moją winę.

Jak dokładnie wyglądały przeszukania Pańskich domów?

Nie wiem czemu, ale agentów, którzy dokonywali przeszukania, szczególnie interesowały talerze i kubki. Takie przedmioty zostały zabrane w największej ilości. Zarekwirowane zostały też różnego rodzaju nośniki elektroniczne, na których miałem zapisane swoje prywatne, jak i służbowe notatki. Dotyczą one między innymi mojej pracy jako sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej. Zabrany został również prywatny zegarek. W komunikacie prokuratury jest informacja, że miałem go otrzymać w formie łapówki w 2011 roku. Posiadam go jednak od 2007 roku i na szczęście zachowałem dowód zakupu. Mam ten zegarek na ręku na wielu zdjęciach. Łatwo to sprawdzić. Między innymi na mojej stronie internetowej stanislawgawlowski.pl jest relacja z wizyty Janusza Palikota w Koszalinie z 2008 roku. Na jednym ze zdjęć wyraźnie widać zegarek.

Ponoć śledczy mają e-mail, w którym rzekomo żądał Pan zegarków w zamian za pozostawienie Łukasza L. na stanowisku.

CBA pisze, że z nieustalonego adresu mailowego wysłano wiadomość do jednej z pomawiających mnie osób. Kłopot polega na tym, że wiadomość została wysłana z niewiadomego źródła, nie wiadomo kiedy i przez kogo. Prokuratura uważa jednak, że skoro ktoś takiego maila wysłał, to równie dobrze mogłem to być ja. To jest totalna bzdura i kolejny przykład na niechlujne działanie PiS-owskiej prokuratury. Obciąża mnie dwóch byłych pracowników Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. W dokumentach sądowych jest nagrana około godzinna rozmowa między nimi. Toczy się wokół tego, że domagam się zwolnienia jednego z nich. Mężczyźni są w związku homoseksualnym i snują wizję, jak uniknąć mojej presji na zwolnienie jednego z nich. W rozmowie ani słowem nie pada jednak nic o tym, że mieliby wręczyć mi cokolwiek w postaci łapówki. Co więcej, u jednego z nich znaleziono fakturę na zakup dwóch zegarków tej samej marki, jaką ja posiadam. Są to jednak zupełnie inne modele. Mój to chyba najtańszy z możliwych. Tamte dwa z kolei to egzemplarze z bardzo wysokiej półki. Wystarczy na nie spojrzeć, by rozpoznać, że mowa o zupełnie innych zegarkach.

Jeden z zarzutów ma dotyczyć rzekomego plagiatu Pańskiej pracy doktorskiej. Jak to było z tymi brakami w przypisach?
Wszystko zaczęło się, gdy dwóch posłów PiS-u zgłosiło wniosek do prokuratury, że moja praca doktorska jest plagiatem. Rada wydziału uczelni podjęła decyzję o powołaniu komisji, która ponownie zbadała moją pracę. Zlecono wykonanie ekspertyz czterem wybitym naukowcom. Stwierdzili, że w jednym z rozdziałów brakuje kilku przypisów. Między innymi zabrakło odniesienia do osoby, która recenzowała moją rozprawę doktorską. Zaznaczyłem za to przypis do mojego własnego tekstu, który zamieściłem w jednym z czasopism naukowych. Nie da się jednak przecież splagiatować samego siebie. Jeśli chodzi o pozostałe przypadki, to prawidłowo zaznaczeni byli autorzy i literatura, z której korzystałem. Na końcu komisja oraz Rada Wydziału stwierdziła, że w pracy są błędy, które nie powinny się pojawić. Jej zdaniem trudno jednak zarzucić, że praca posiada charakter plagiatu, ponieważ cały obszar badawczy jest absolutnie indywidualny i samodzielnie wykonany.

 

 

Co z pozostałymi zarzutami? Czy jest Pan pewny, że w ich przypadku też popełniono błędy?
Jestem tego pewny. Jeden z zarzutów dotyczy ujawnienia tajemnicy państwowej. Nawet Biuro Analiz Sejmowych wykazało jednak, że prokuratura powołuje się na przepisy, które wówczas nie istniały. Widać, że wszystko było przygotowywane na kolanie i na potrzeby chwili, żeby przed świętami PiS dał sygnał Polakom, że Platforma Obywatelska to wielka banda złodziei. Chciano również wystraszyć wszystkich, którzy działają po stronie opozycji. PiS pokazał, że skoro mogą przyjść po sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej, to w każdej chwili mogą zapukać do drzwi każdego z opozycji, właściwie każdego Polaka.

Stwierdził Pan, że to akcja Joachima Brudzińskiego, który miał zabłysnąć jako nowy minister. Skąd takie podejrzenia?
Jestem przekonany, że stoi za tym właśnie Joachim Brudziński. Prowadzi on bezpardonową walkę o województwo zachodniopomorskie. Jest tutaj szefem rady regionalnej PiS-u. Jego ugrupowanie zawsze jednak przegrywało wybory w naszym województwie. Z całą pewnością wiedział o zaplanowanej akcji służb. Zaraz po moim pierwszym wystąpieniu publicznym w sejmie w tej sprawie wyszedł jednak na mównicę i zapewnił, że nie ma żadnej wiedzy w tej sprawie i że dowiadywał się wszystkiego z mediów publicznych. Prawda jest jednak taka, że w 2014 roku grupa działaczy PiS-u napisała do niego list w sprawie jednego z zatrzymanych członków tej partii w aferze melioracyjnej. W liście zawarte było tłumaczenie, że ta osoba jest niewinna i to zła władza Platformy Obywatelskiej go zatrzymała. Dziś ten właśnie człowiek mnie pomawia.

Roman Giertych – strona oficjalnaPISowską prokuraturę Ziobro kiedyś rozliczy znów wolne państwo. Ludzie ściśle powiązani z PiS, z ministrem Brudzińskim, byłym ministrem Szyszko, mafijnie umocowane środowiska homoseksualno-przestępcze – atakują Sekretarza Platformy Obywatelskiej – Stanisław Gawłowski

Opublikowany przez Platforma Video na 23 stycznia 2018

 

Skąd pomysł, by Pańskim obrońcą został Roman Giertych? Jak ocenił on Pańską sprawę?
Mecenas Giertych angażuje się wyraźnie po stronie bezpodstawnie oskarżanych polityków opozycji. Zajmuje się między innymi sprawą syna Donalda Tuska. Jest dla mnie bardzo istotne, że chciał się podjąć również mojej sprawy. Pan mecenas nie ma wątpliwości, że cała historia ma wymiar polityczny. Na podstawie przedstawionych sejmowi dowodów z wniosku o uchylenie immunitetu, jak również przez doświadczenia z czasów koalicji z PiS-em Roman Giertych wie, że to element strategii Jarosława Kaczyńskiego. Stara się on stawiać zarzuty liderom opozycji, aby z nimi w ten sposób walczyć. Zaskakujące dla mecenasa było to, że zastępca prokuratora generalnego, który podpisał się pod wnioskiem o uchylenie mojego immunitetu, to osoba, która w 2005 roku zajmowała się sprawą działania na szkodę jednego z banków w Wielkopolsce. W tamtą sprawę zamieszany był obecny senator PiS-u Grzegorz Bierecki, twórca SKOK-ów. Prokuratura miała już wtedy przygotowany akt oskarżenia i chciała postawić zarzuty między innymi właśnie senatorowi Biereckiemu. Wówczas postępowanie przekazano innemu śledczemu. Sprawa ciągnęła się przez kolejne dwa lata. Została zupełnie rozmydlona i ostatecznie umorzona. Roman Giertych uważa, że stało się tak pomimo twardych dowodów. Teraz ta sama pani prokurator, opierając się na miałkich dowodach, stawia dość poważne zarzuty pod moim adresem.

Czy obawia się Pan, że będą kolejne przeszukania, przesłuchania i naloty tak, jak to było za poprzedniej kadencji rządów PiS-u?
Jestem o tym wręcz przekonany. Będą następne tego typu działania zarówno wśród działaczy Platformy, jak i osób z pierwszych stron gazet. Będzie budowana presja, która ma na celu pokazywać, że opozycja, a szczególnie Platforma, składa się z nieuczciwych ludzi. Chodzi o budowanie wizerunku, że tylko ludzie PiS-u są uczciwi i prawi. Jednak każdy, kto przygląda się działaniom członków tej partii, widzi, że z tą uczciwością i prawością nie mają nic wspólnego.

 

Jak Pan prognozuje, że to wszystko się zakończy?

PiS będzie teraz prowadził teatr. Będzie domagał się zgody na aresztowanie mnie. Z wniosku z prokuratury o uchylenie immunitetu, którego – swoją drogą – dobrowolnie się zrzekłem, dość jednoznacznie wynika jednak, że na tym etapie prokuratura nie widzi potrzeby zatrzymania. PiS-owi i prokuraturze będzie zależało, żeby gonić króliczka, ale go nie złapać. Będą budować napięcie, że z tym Gawłowskim coś jest na rzeczy. I niektórzy w to uwierzą. Z jednej strony mam świadomość, że jestem całkowicie niewinny. Część wyborców uzna jednak te pomówienia za prawdziwe. Prywatnie cała ta sprawa jest dla mnie osobistą tragedią. Nie dotyczy to bowiem tylko mnie, ale całej mej rodziny. Przeszukania odbywały się na kilkanaście godzin przed wigilią. To był dla nas trudny czas. Najgorsze jest to, że zrealizowano to tylko po to, aby Polacy przy okazji wigilijnej kolacji mieli o czym rozmawiać. PiS w tych sprawach jest po prostu bezwzględny. Obecnie wielu dziennikarzy śledczych na własną rękę próbuje wyjaśnić sprawę w Warszawie. Pokazują kolejne dowody mej niewinności. Myślę, że kolejne zarzuty uda mi się właśnie w taki sposób podważyć i udowodnię swoją niewinność. Dobitnie pokażę wówczas, że cała sprawa ma jedynie wymiar polityczny.

 

GŁOS W SPRAWIE STANISŁAWA GAWŁOWSKIEGO ZABRAŁ PEŁNOMOCNIK MECENAS ROMAN GIERTYCH

List otwarty Romana Giertycha w sprawie posła Stanisława Gawłowskiego.

List w sprawie posła Gawłowskiego.

Zwrócił się do mnie poseł Stanisław Gawłowski z prośbą o analizę zarzutów skierowanych wobec niego ( a ujawnionych we wniosku o uchylenie immunitetu poselskiego) i z zapytaniem, czy podjąłbym się jego obrony, z tym zastrzeżeniem, że będziemy walczyć o całkowite uniewinnienie.
Sprawa jest bezprecedensowa na wielu płaszczyznach. Po pierwsze wniosek o uchylenie immunitetu skierowany jest przeciwko jednemu z liderów największej partii opozycyjnej. Po drugie wniosek kieruje prokuratura, która jest całkowicie podporządkowana rządowi, a rząd jest całkowicie podporządkowany jednej partii. Po trzecie wniosek podpisała zastępca Prokuratora Generalnego, która kilka lat temu umorzyła zarzuty postawione jednemu z liderów PiS w sprawie o działanie na szkodę w wysokości ponad dwudziestu milionów złotych (umarzanie już postawionych zarzutów w polskiej prokuraturze to jak śnieg na Saharze, zdarzenie o którym jeśli wystąpi mówi się latami). Po czwarte wniosek zmierza nie tylko do uchylenia immunitetu, ale również do zastosowania aresztu, czyli pozbawienia wolności. Po piąte realizacja wniosku następuje w czasie, gdy partia rządząca próbuje przejąć sądy. Po szóste o determinacji rządzących w tej sprawie świadczy gorliwość najwyższych władz PiS w doprowadzeniu do aresztu dla senatora Koguta. Jest oczywiste, że w ten sposób PiS próbuje przedstawić sprawę swojego senatora jako analogiczną do Gawłowskiego. To pokazuje jak bardzo zależy Jarosławowi Kaczyńskiemu na aresztowaniu sekretarza generalnego PO.
Tym nie mniej do sprawy analizy dokumentacji dotyczącej posła Gawłowskiego podszedłem z naturalnym (wyrobionym latami doświadczeń kilkuset spraw karnych) sceptycyzmem. Deklaracja złożona przez niego o przeświadczeniu o absolutnej niewinności nie odbiegała bowiem od standardowego zapewnienia większości klientów.
Przeanalizowałem więc uważnie wniosek prokuratury oraz wszystkie dokumenty przedstawione przez posła Gawłowskiego. Z całości tej analizy wniosek jest jeden: trzy osoby pomawiają sekretarza generalnego PO. Wszystkie trzy osoby zaplątane są w ogromną aferę korupcyjną, która została wykryta za rządów PO. Ich wyjaśnienia obciążające posła Gawłowskiego zostały złożone już za rządów PiS. Każdy z nich dzięki tym wyjaśnieniom mógł poprawić swoją sytuację procesową. Ponieważ zarzuty wobec posła Gawłowskiego opierają się na wyjaśnieniach podejrzanych, to każdy z nich mógł bezkarnie kłamać, gdyż podejrzany nie musi mówić prawdy. Dwaj pomawiający są kochankami, od lat podsłuchiwanymi jak planują uderzenie w ówczesnego wiceministra Gawłowskiego. Trzeci jest aktywnych działaczem PiS, dla którego o protekcję prosili lokalni liderzy PiS zwracając się do posła Joachima Brudzińskiego. Każdy zarzut opisujący korupcję na podstawie wyjaśnień podejrzanych musi zawsze być starannie weryfikowany, gdyż jest oczywiste, że osoba siedząca w areszcie, albo obawiająca się aresztowania może różne rzeczy sobie „przypominać”, które niekoniecznie muszą być prawdą, ale służą uniknięciu więzienia. Tymczasem wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu poza opisem wyjaśnień nie znalazł żadnego, podkreślam żadnego dowodu na dwie zasadnicze okoliczności: czy rzeczywiście cokolwiek potwierdza słowa podejrzanych o wręczeniu korzyści majątkowej i czy cokolwiek potwierdza to, że ówczesny wiceminister Gawłowski działał w jakikolwiek sposób sprzeczny z prawem, aby odwdzięczyć się za rzekome łapówki. Jedynym twardym dowodem przedstawionym przez prokuraturę, który ma rzekomo potwierdzać przyjęcie korzyści w postaci zegarka jest zdjęcie zegarka zakupionego przez Stanisława Gawłowskiego w roku 2007 (czyli 5 lat przed aferą), który był rzeczywiście noszony przez pana posła. Oryginał dowodu zakupu zostanie Prokuraturze przestawiony w dniu przesłuchania. Obecnie znajduje się w moich aktach adwokackich. Prokuratura pomyliła zegarek kupiony w 2007, z tymi które rzekomo miały stanowić łapówki z roku 2011. Nadto istnieją zdjęcia publiczne m.in. z roku 2010 pokazujące posła Gawłowskiego z zegarkiem, który miał rzekomo otrzymać w roku 2011 i co równie ważne, pomimo analizy wielu zdjęć Gawłowskiego zrobionej przez prokuraturę nie znaleziono dowodów na to, aby kiedykolwiek pokazywał się z rzekomo otrzymanymi zegarkami. Prokuratura nie odpowiada na pytanie: po co poseł Gawłowski miałby żądać konkretnych modeli zegarka (którego jedną sztukę już posiada), aby następnie przez lata nigdy ich nie założyć? Absurdalność tego zarzutu bije po oczach.
Podobnie jest zresztą z pozostałymi zarzutami. Gawłowski miałby przyjmować setki tysięcy złotych za ogólną życzliwość. Nie wykazano bowiem żadnego konkretnego działania, które miałby się podjąć w zamian za łapówki. Więcej: z wniosku porównanemu z dokumentami o wyjazdach zagranicznych (prokuratura tych danych nie zgromadziła, ale obrona jest w ich posiadaniu) wynika, że Stanisław Gawłowski posiada dar bilokacji, gdyż zdaniem prokuratury w czasie gdy wydawał ze swej karty na restauracje w Chorwacji, to jednocześnie przebywał w Koszalinie i po kryjomu spotykał się z członkiem PiS, który miałby mu dawać pieniądze na kampanię PO. Teraz ten skruszony działacz partii rządzącej sobie to przypomniał, gdy w innych sprawach korupcyjnych groził mu areszt (obecnie już przebywa na wolności). Na dodatek te opłaty od działacza PiS miałyby być za rzekomą życzliwość struktur rządowych po wyborach w 2011. Czyli prokurator każe nam wierzyć, że działacze PiS już w sierpniu 2011 roku wiedzieli jaki będzie wynik wyborów ( nie wierzyli w PiS) i wiedzieli, że Gawłowski (nie był człowiekiem Tuska) będzie miał wpływ na rządowe przetargi. I że ta wiara w posła Gawłowskiego u pisowskiego przedsiębiorcy była tak mocna, że wpłacił dwieście tysięcy gotówką na kampanię PO, na ręce Gawłowskiego, który bilokował się na ten dzień z Chorwacji.
Nie jest tu miejsce na szczegółową analizę (tym bardziej, że przedstawiam tylko te informacje, które już pojawiły się w przestrzeni publicznej lub które nie znalazły się jeszcze w aktach śledztwa), ale m.in. tak wygląda ten wniosek.
Wszystko prowadzi mnie do jednej, smutnej konstatacji. Sprawa Gawłowskiego to pierwsza od 30 lat politycznie umotywowana próba wsadzenia do więzienia jednego z liderów opozycji. Mam wrażenie, że nie ostatnia i że całe tzw. reformy wymiaru sprawiedliwości mają doprowadzić do faktycznej możliwości oskarżania ludzi opozycji na podstawie zeznań lub wyjaśnień osób niewiarygodnych. Dzisiaj w dobie autorytaryzmu Putina, Łukaszenki, Erdogana, przeciwników nie wsadza się za poglądy jak za komuny, tylko za rzekome oszustwa (jak Nawalnego w Rosji), rzekome przestępstwa pobicia (jak Daszkiewicz i Łobau na Białorusi) lub przestępstwa o charakterze pospolitym, które są wymyślane dla działaczy opozycji.
Dlatego podjąłem się obrony posła Stanisława Gawłowskiego. W tym roku obchodzimy 100 lat polskiej adwokatury. Adwokaci zawsze stawali przy osobach zwalczanych z powodów politycznych przy użyciu wymiaru sprawiedliwości. Jestem dumny, że przychodzi mi wziąć udział w tej sztafecie adwokackich pokoleń na rzecz, jak mówimy w przysiędze: „ochrony praw i wolności obywatelskich”.

Roman Giertych

 

List Romana Giertycha do marszałka sejmu Marka Kuchcińskiego.

 

31.01.2018 r.
Do Marszałka Sejmu RP
Marka Kuchcińskiego

Szanowny Panie Marszałku!

Działając jako obrońca pana posła Stanisława Gawłowskiego zwracam się z uprzejmą prośbą o pilne zwrócenie do prokuratury celem poprawienia wniosku o uchylenie immunitetu Pana Posła, ze względu na błędy formalne przygotowanego dokumentu.
Jak Panu wiadomo Mój Mocodawca złożył oświadczenie o zrzeczeniu się immunitetu poselskiego w odniesieniu do wniosku prokuratury z dnia 20 grudnia 2017 roku i jest zainteresowany jak najszybszym stawiennictwem celem złożenia wyjaśnień oraz przedstawienia dowodów wskazujących na zupełną absurdalność przedstawionych oskarżeń. Niestety, dokładna analiza tego wniosku wykazała, że w jego treści zawarte są błędy formalne polegające na posługiwaniu się przepisami prawa karnego nie obowiązującymi w dacie popełniania czynu oraz przepisami ustaw stanowiącymi podstawę znamienia czynu, które nie obowiązywały ani w dacie czynu, ani nie obowiązują dziś.
Chodzi tutaj o zarzut IV wniosku, który został sformułowany jako działanie „wbrew przepisom ustawy o ochronie informacji niejawnych (…) tj. o czyn z art. 266§2 kk.” Na stronie 28 i 29 uzasadnienia wniosku Prokuratura doprecyzowuje w jaki sposób zostało dokonane to przestępstwo i pisze:
„Penalizacji na podstawie art. 266§2 podlega ujawnienie przez funkcjonariusza publicznego osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową”. Problem polega na tym, że pojęcie „tajemnicy służbowej” zniknęło z polskiego prawa w roku 2011 (rzekomy czyn posła Gawłowskiego miał miejsce w 2013 roku) z chwilą wejścia w życie nowelizacji kodeksu karnego. Co gorsza na stronie 29 uzasadnienia wniosku Prokuratura wskazuje, że ustawą którą miałby złamać swoim czynem poseł Gawłowski jest „ustawa z dnia 22 stycznia 1999 roku o ochronie informacji niejawnych”. Tymczasem ustawa ta została uchylona w roku 2011 i to właśnie ta zmiana wykreśliła z całego prawa pojęcie „tajemnicy służbowej”. Trudno powiedzieć dlaczego Prokuratura w swoim wniosku powołuje się na nieobowiązujące przepisy i używa pojęć prawa, który zostały uchylone. Nie wiadomo też czy analiza materiału dowodowego pozwoli przypisać czyn z art. 266§2 kk w świetle treści znowelizowanych ustaw (która jak wynika z uzasadnienia wniosku Prokuratury nie była przedmiotem jej analiz). Bez wątpienia jednak mamy do czynienia z błędem formalnym wniosku, który wymaga poprawienia przed dalszym procedowaniem. Ponieważ mojemu Mocodawcy zależy na czasie, aby wyjaśnić wszystkie okoliczności sprawy to prosimy o spowodowanie cofnięcie wniosku do Prokuratury tak, aby najbliższe posiedzenie Komisji Regulaminowej mogło zatwierdzić zrzeczenie się immunitetu.

Roman Giertych
Adwokat

 

 

 

 

 

Fot. Materiały Prywatne/fb- Roman Giertych/ fb-Platforma Obywatelska

 

 

 

KLIKNIJ
Geodeta Koszalin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *