Powrócił po 67 latach i powspominał służbę

Gdy pierwszy trafił nad Dzierżęcinkę, to wokół więcej było pól i łąk. Dzisiaj 86-letni Jerzy Brożyna nie kryje zazdrości, że Koszalin stał się pięknym miastem, któremu nie dorównuje jego Zgorzelec, gdzie mieszka na co dzień.

 

Pochodzi z Ostrowca Świętokrzyskiego. Stamtąd w czerwcu 1950 roku trafił do Koszalina. Był w gronie 40 rekrutów. Po miesiącu złożył przysięgę jako szeregowy. Pamięta wielu kolegów. Niektórych rozpoznał na zdjęciach w Sali Tradycji Centralnego Ośrodka Szkolenia Straży Granicznej. W przypominaniu dawnych kompanów Jerzemu Brożynie służył Wojciech Grobelski, związany zawodowo z formacjami mundurowymi i znawca dziejów Koszalina, a także kustosz oddziału Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. Padają nazwiska Stefana Dąbrowskiego czy Eugeniusza Kosmalskiego oraz innych zwiadowców.

– Cieszę się, że wróciłem do miejsc, w których bywałem w mlodości – opowiada pułkownik. – Niektóre zdarzenia pozostały w pamięci, jak to, że kiedy skierowano mnie do Koszalina, to w tym czasie na strażnicy w Pieńsku zginął Tadeusz Wróbel.

Wyraźnie ożywił się, gdy zobaczył Klub Podchorążego, bo tam pełnił służbę. Pobyt w Koszalinie to rekruckie przeszkolenie w ramach Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP). W mundurze trafił na strażnicę do Lubania (dwa razy), Kętrzyna (szkoła oficerska), Trzcińca-Bogatyni, Szklarskiej Poręby i Zgorzelca. W składzie Łużyckiej Brygadzie WOP spędził 35 lat. Na emeryturę w stopniu pułkownika przeszedł w 1985 roku. Osiadł w Zgorzelcu. Opisy losów i zdjęcia wopisty znalazły się w książkach historycznych: „Kształt pamięci” i „Tajemnice Lubania”.

Przyjechał po wielu latach do Koszalina, bo ma tu rodzinę, przede wszystkim zobaczyć wnuczkę Kamilę i prawnuka Borysa.

– Kiedy wysiadałem z córką z pociagu, to głośno się zastanawiałem, czy z dworca wyjdziemy wprost na ulicę, no i okazało się, że jest jak dawniej – śmieje się pan Jerzy.

Poza tym wiele się zmieniło, bo ponad stutysięczny Koszalin jest większym miastem od 38-tysięcznego Zgorzelca, choć – jak dumnie mówi – tamtędy cały świat przejeżdża do i z Niemiec.

– Spotkałem miłe towarzystwo życzliwych ludzi – ocenia pobyt pulkownik. – Mam nadzieję, że jeszcze tutaj wrócę, bo przecież wciąż chodzę o własnych siłach.

Do Zgorzelca Jerzy Brożyna wrócił z pamiątką, bo czapkę wopisty podarował mu Wojciech Grobelski. Koszalinianie umieją docenić swych gości.

Geodeta Koszalin
KLIKNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *