Okiem oldskulowym: Na fali pełnej wolności

„Mówić będą żeś zbiegł/Ale wyjdą na brzeg/i zdradzieckie ci lampy zapalą/Ale ty patrząc w dal/Płynąć będziesz wśród fal/Aż sam wreszcie staniesz się falą…” – te słowa Bobowi Dylanowi dedykował przed laty Jacek Kaczmarski.

 

Podczas niedawnego festiwalu Desert Trip w Kalifornii, który skupiał weteranów estrady od The Rolling Stones do The Who, Bob Dylan nie wspomniał o przyznanej mu Literackiej Nagrodzie Nobla za „stworzenie nowej formy poetyckiej ekspresji w chlubnej tradycji amerykańskiej pieśni”.

Czy to dziwi, skoro siłą koncertów Boba Dylana są wykonywane utwory, które dawno nie przerywają okrzyki: „Hello” czy „Come on” . Nagrywający ponad pół wieku muzyk i poeta zyskał Nobla dopiero w wieku 75 lat. Wcześniej był laureatem Oscara, zdobywcą nagrody Pulitzera i Grammy. Ma także tytuły doctora honoris causa. Bruce Springsteen trafnie ujął znaczenie artysty dla pokolenia nie tylko burzliwych lat 60. XX wieku: „Elvis wyzwolił nasze ciała, a Bob – nasze umysły”.

 

Zaczynał od folkowych protest songów, aby śpiewać bluesa, rocka i country. Jego pieśń „Like a rolling stone” stała się hymnem pop-kultury, która ogarnęła cały świat. Dziennikarzy unika, bo nie chce być celebrytą. Pozostaje wiecznym wędrowcem „bez stałego adresu”, co sprytnie ujął w tamtym utworze. Uciekał do religii (od judaizmu do chrześcijaństwa i na odwrót) albo do ballad pionierów Ameryki. Dowodem prowokacyjnie pojmowanej nostalgii za pełnią wolności są też ostatnie płyty z repertuarem Franka Sinatry. Ten artysta był zwany „głosem” z powodu sztuki wokalnej, gdy Bob Dylan to mocno dziś schrypiały „głos pokolenia”. Żałuję, że od czasu albumu „Tempest” nie publikuje własnych songów. Gra na nosie nie tylko swoim fanom. Akademia nie wie, czy zechce w grudniu odebrać nagrodę Nobla. Artysta podtrzymuje mit „buntownika bez powodu” i nadal milczy.

 

Wiesław Miller

Kurier Szczeciński

KLIKNIJ
Geodeta Koszalin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *